BERSET – okres połemkowski

Współczesne dzieje Berestu rozpoczęły się 30 czerwca 1947 r. We wsi zostało kilka rodzin mieszanych łemkowsko-polskich, parę czysto polskich oraz posterunki wojskowe na rogatkach. Lecz już wkrótce w miejsce dawnych mieszkańców pojawili się osadnicy. Jeszcze w 1947 r. przybyli do Berestu np. Kaflowie. Opuścili Tropie, bo ich tamtejszy grunt pochłonęły wody Zalewu Rożnowskiego, a oni otrzymali gospodarstwo w Bereście w ramach reparacji za utracone mienie. Reparacje znacznie przewyższały rzeczywiste straty. Kaflowie pozostawili w Tropiu zaledwie 2-3 morgi, a na terenie połemkowskim dostali aż 14 hektarów.

Magnesem, który ściągał tu osadników były bowiem domy i ziemia. Miażdżącą większość stanowili ludzie, którzy w swoich wioskach tworzyli wielopokoleniowe rodziny, gnieżdżące się w lepiance i próbujące wykarmić kilkanaście gąb ze spłachetka ziemi. A na terenach połemkowskich każda para małżeńska dostawała osobny dom i zamiast piędzi ziemi – wielohektarowe pola i pastwiska. Bezdomni zostawali gospodarzami, a biedniacy – niemalże obszarnikami. W ten sposób wysiedlona, opuszczona, niemal wymarła wieś ożyła ponownie.

Na początku w Bereście stacjonowało jeszcze wojsko, bo krążyły legendy o złowrogich bandach UPA, kryjących się po lasach. Miały zrzeszać mścicieli spod znaku Tryzuba, którzy podobno aż rwali się do wzniecania pożogi. Groza okazała się nie taka straszna, jak ją malowano. Jeśli rzeczywiście ktoś zagrażał osadnikom, to polscy szabrownicy, którzy zawsze zjawiali się wszędzie jako pierwsi. To oni grasowali w szajkach po okolicy i plądrowali opuszczone zagrody. I nie cofali się przed przemocą, gdy ktoś stanął im na drodze…

O tym, że Łemkowie nie spodziewali się wysiedlenia świadczy fakt, że osadnicy zastali pola obsiane i obsadzone. Przybyli więc na gotowe, na żniwa i wykopki. Dorodne ziemniaki, takie różowe, wszyscy nazywali ruskimi.

A może Łemkowie spodziewali się, tylko nie mieściło im się w głowach, żeby zaniedbać matkę-ziemię, nie zasiać i nie zasadzić… Zawsze uchodzili za starannych rolników, zaradnych gospodarzy.

Powodem stopniowej degradacji tutejszego rolnictwa mogło być to, że nowi mieszkańcy terenów połemkowskich jeszcze długo mieli poczucie tymczasowości. Nie przeprowadzali koniecznych remontów, domy więc niszczały, o gospodarstwa też nie troszczyli się tak jakby dbali o własne ojcowizny. Gdzieś w głowach kołatało się przekonanie, że kiedyś wrócą prawowici właściciele i upomną się o swoje. Nowi mieszkańcy myśleli więc tak samo, jak repatrianci na Ziemiach Odzyskanych, którzy bali się powrotu Niemców. I kiedyś rzeczywiście przyjechał stary Łemko Eupel Maslej z rodziną, aby odwiedzić ojczyste strony. I powiedział, że wcale nie zamierza wracać, bo pamięta nędzę w Bereście, a po wylądowaniu w Kanadzie zaznał przecież wyśnionego dobrobytu. Wprawdzie nieliczne osoby pochodzące z tych terenów wróciły z wygnania, ale akurat nie byli to dawni mieszkańcy Berestu.

8 lutego 2002 r. wybuchł pożar Domu Ludowego. Drewniany budynek powstał po II wojnie światowej z dwóch rozebranych połemkowskich domostw. Przewinęło się przez niego wiele instytucji i placówek: Gromadzka Rada Narodowa, remiza, szkoła, Klub Rolnika, Koło Gospodyń Wiejskich, mleczarnia,SKLEP, gabinet stomatologiczny, świetlica, biblioteka… Obecnie w tym samym miejscu stoi nowy, murowany już gmach, a jego trwającą kilka lat odbudowę połączono z rozbudową. Mieszkańcy i druhowie z OSP przepracowali łącznie ponad 6 tys. roboczogodzin. Oprócz garaży i siedziby OSP mieści się w nim filia Biblioteki Publicznej w Krynicy-Zdroju, świetlica środowiskowa oraz na drugiej kondygnacji sale wykorzystywane na wesela i inne zgromadzenia, np. zebrania wiejskie.

Berest wyróżnia się tym, że znajduje się w nim ponad 10 większych pasiek, w tym najbardziej znana Czesława Junga, i ponad 10 hodowli krów mlecznych. Z tego względu można byłobyGO nazwać krainą mlekiem i miodem płynącą. Określenie to zawiera w sobie jednak sporo ironii, bo w rzeczywistości sytuacja rolnictwa i zasobność materialna mieszkańców nie przedstawia się tak różowo. Ale nie jest też najgorzej, bo Berest jest zapleczem kadrowym dla Krynicy-Zdroju, dokąd wiele osób dojeżdża do pracy.

Sam Berest jest rajem dla osób, tęskniących za obcowaniem z nieskażoną naturą. Lasy są tu głębokie i pachnące, powietrze świeże i ozonowane, a wody czyste i przeźroczyste. Coraz częściej można z nich wyłowić pstrągi potokowe i nawet raki. Na razie w górnych biegach strumieni, ale właśnie zakończyły się szeroko zakrojone roboty kanalizacyjne, więc wkrótce można je będzie zapewne wyciągać gołymi rękami, jak jeszcze na początku lat 60., co pamiętają starsi mieszkańcy.

Berest liczy ok. 850 mieszkańców. Od 2002 r. sołtysem jest Marek Krawczyk (stan na październik 2014 r.).