BIAŁA NIŻNA – Egzekucja Żydów

W 2002 r. ukazała się wydana własnym sumptem w Tarnowie pozycja książkowa „Gródek, wieś koło Grybowa” Marii Szumlańskiej z/d Grybel. I właśnie za zdania pomieszczone w tym tomie Piotr Grybel, emerytowany nauczyciel z Gródka i rodzony brat autorki, oskarżył własną siostrę o fałszerstwo historyczne.

Inkryminowany fragment brzmi: „Ostatni akt tragedii Żydów grybowskich rozegrał się 20 sierpnia 1942 r. (…) Starych, chorych i niedołężnych Żydów załadowano na samochody i wywieziono do Białej Niżnej. (…) W ciągu kilku godzin esesmani rozstrzelali tam 360 osób. Żydowscy policjanci podprowadzali kolejne ofiary nad brzeg dołu, a Niemiec strzałem z automatu w tył głowy pozbawiał ich życia (…)”.

Zdaniem brata autorki w tym opisie zawarte jest zasadnicze kłamstwo historyczne, że strzelaliNIEMCY. – To zrobili Polacy – z mocą podkreślił Grybel iOD RAZU przypomina się Jedwabne. W tym miasteczku położonym na pograniczu Mazowsza i Podlasia polscy sąsiedzi wymordowali setki Żydów, z którymi przed wojną mieszkali przy tych samych ulicach. Inicjatorami zbrodni i jej nadzorcami byli wprawdzie bez wątpienia przedstawiciele okupacyjnych władz niemieckich, ale wykonania podjęli się miejscowi Polacy. Zapewne typy spod ciemnej gwiazdy, ale jednak nasi piastowscy i jagiellońscy rodacy!

Po ukazaniu się książki siostry skontaktował się z Grybelem Jan Koszyk z Krakowa i sprostował, że Żydów grybowskich wcale nie wymordowali Niemcy, lecz Polacy. Jan Koszyk napisał w liście, że wydarzenia te zna z opowieści swego ojca – także Jana. Grybel odnalazł więc naocznych świadków zbrodni sprzed 68 lat i na podstawie ich relacji sporządził w rękopisie własny opis wydarzeń.

Przytoczył w nim słowa 12-letniego w owym 1942 r. Jana Koszyka (ojca) z Gródka: „Widziałem (…) jak przywozili Żydów samochodem, tuż przede mną ich rozładowywali i prowadzili nad wykopany dół. To wszystko robili Niemcy, ale bezpośrednio w tył głowy strzelał Kubala na zmianę z Krzeszowskim. (…) Na Białej Niżnej widziałem jak wyglądał Kubala po wystrzeleniu 3-ch samochodów Żydów, był cały z przodu skrwawiony. Chodził do rzeki myć się, a wtedy strzelał Krzeszowski. Ponieważ było ciepło, to przy tym strzelaniu Kubala był tylko w koszuli, no i w spodniach. Parę razy wracał z potoku ubrany w mokrą koszulę, bo musiał sobie ją wyprać z krwi”.

W 2009 r. Jan Koszyk (ojciec) wciąż mieszkał w Gródku i można było usłyszeć jego opowieść z pierwszych ust. Po pierwsze okazało się, że w 1942 r. wcale nie miał 12 lat, lecz już 15. Bowiem jego rocznik urodzenia to 1927. Ale może to i lepiej, bo chyba bardziej ufać będziemy pamięci chłopca 15-letniego niż 12-latka.

Problem polega na tym, że relacja 82-letniego starca jest w rzeczywistości nieco inna od tej zapisanej przez Grybela. Oto co Jan Koszyk mówił 1 grudnia 2009 r.: – Rano pojechaliśmy z ojcem furą do Polnej. Po drodze widzieliśmy, jak w Białej Niżnej junacy z Baudienstu (służba budowlana, do której Niemcy przymusowo wcielali Polaków) kopali dół. Gdy przejeżdżałem koło dołu wykopanego przez junaków, polski policjant granatowy kazał mi stanąć. Widzę, że wiozą Żydków. Chorych przenieśli, a zdrowi wysiedli o własnych siłach. Polscy policjanci granatowi przy tym bili ich bykowcami. Niemcy tylko spacerowali i się temu przyglądali. Trzy razy przywozili Żydów autem. Kazali im się rozbierać. Nad dołem leżała deska, kazali im siadać, podchodzili z tyłu i strzelali z pistoletu. Zwłoki wpadały do dołu, a tam junacy układali je w sągi jak pniaki.

Na pytanie, kto strzelał do Żydów, Koszyk jednak nie potrafił udzielić wiążącej odpowiedzi. Mówił, że widział egzekucję z odległości kilkudziesięciu metrów i nie jest w stanie powiedzieć na pewno, czy strzelali konkretnie Kubala z Krzeszowskim. Domniemywa jedynie, że musieli to być oni, gdyżNIEMCY obserwowali wszystko z oddali. A ponieważ nie znajdowali się w pobliżu dołów z trupami, to rzeź musiała być dziełem polskich policjantów granatowych Kubali i Krzeszowskiego. W grudniu 2009 r. Koszyk nie potwierdził również jakoby widział Kubalę myjącego się w strumieniu z krwi.

Egzekucję miał ponadto widzieć Stanisław Radzik z Białej Niżnej. Relacja sformułowana 1 grudnia 2009 r. przez tego 84-letniego wówczas mężczyznę również jednak niczego nie przesądza. Też oglądał wszystko z kilkudziesięciometrowejODLEGŁOŚCI. Nie widział, kto strzelał, choć byli tam Niemcy z karabinami maszynowymi, którzy obstawili teren mordu. Po ponad 67 latach od wydarzeń twierdził, że Krzeszowski tam w ogóle nie był obecny. Owszem, widział Kubalę rozebranego do białej koszuli, ale nie pamięta, żeby była ona zbryzgana krwią. Tak, Kubala zszedł do potoku, ale nie żeby wymyć się i wypłukać koszulę ze śladów krwi, ale marynarkę zdjął i zakasał rękawy z tego powodu, że był upalny dzień, a w wodzie się tylko ochłodził przed wykonywaniem obowiązków służbowych, tzn. uczestniczeniem w trwającej 4-5 godzin egzekucji Żydów.

Radzik pamiętał, że junacy z Baudienstu zakopali dół z Żydami, w tym z wieloma niedobitymi, jeszcze się poruszającymi i jęczącymi. Ubrania pozostawione przez zabitych załadowano na auto i próbowano odjechać do Grybowa. Auto zakopało się jednak w piachu i Radzikowi kazano pomagać w pchaniu ciężarówki. Kubala, żeby zmusić 17-letniego wówczas wyrostka do większego zaangażowania w pchanie, zdzieliłGO dla zachęty kolbą w plecy.

A Jan Koszyk po kilku dniach znów przejeżdżał obok miejsca kaźni i zauważył, że z tego zasypanego dołu wydobywała się krwawa piana, a smród był tak wielki, że konie stanęły i trzeba było je smagać batem, żeby ruszyły.

Według relacji naocznych świadków nie da się więc z całą pewnością stwierdzić, że to Polacy osobiście zamordowali Żydów przywiezionych z Grybowa. Na pewno w tym pomagali, ale nie można już chyba udowodnić, że zabijali własnymi rękami.

Niemniej jednak zarówno Bronisław Kubala, jak i Wojciech Krzeszowski zginęli jeszcze w czasie okupacji z wyroków Polski podziemnej. Kubalę, komendanta posterunku policji granatowej w Grybowie, zastrzelili na plantach w Nowym Sączu żołnierze Armii Krajowej. A zastępcę Kubali Krzeszowskiego zabili koło jego domu w Wyskitnej partyzanci z Batalionów Chłopskich. Wykonanie tego drugiego wyroku jest opisane w wydanych w 1972 r. wspomnieniach książkowych Eugeniusza Kapustki ps. Marek i Bolesława Ptaszka ps. Rożek zatytułowanych „Partyzancka idzie wiara…”. Jednym z egzekutorów wyroku na Krzeszowskim był pochodzący z Krużlowej Niżnej Stanisław Sapalski (ur. 1919), ps. Gwóźdź, który wykonywał wyroki sądów podziemnych nakładane na kolaborantów. Nazywało się to likwidacją. Kiedyś brat Stanisława – Władysław Sapalski przytaczał opowieść brata o tym, że Krzeszowski uciekł im w zboże, bo to zbliżały się żniwa. A kiedy tylko wystawił głowę, wtedy egzekutorzy wyrokuGO złapali, odczytali mu postanowienie sądu podziemnego i natychmiast wykonali.

Jan Koszyk zaprzeczył supozycji, że partyzanci właśnie od niego dowiedzieli się o udziale Krzeszowskiego w mordzie Żydów w Białej Niżnej. Obu zgładzono raczej za tzw. całokształt postawy wobec rodaków w czasie okupacji.

Potwierdził to 80-letni wówczas Stanisław Kiełbasa, który przez blisko pół wieku pełnił funkcję sołtysa w Mszalnicy. Wspominał, że Kubala razem z Krzeszowskim wpadali często do jego domu w poszukiwaniu brata jego ojca, przed wojną profesora szkoły średniej w Mysłowicach na Śląsku. Gdyby go złapali, niechybnie trafiłby do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. I ten przedwojenny nauczyciel musiał uciekać w chłodną noc w samych kalesonach i koszuli, wskutek czego dostał dwustronnego zapalenia płuc i dwa tygodnie później umarł. A ów granatowy policjant Kubala w czasie „wizyty” u Kiełbasów nie omieszkał skorzystać z okazji, żeby strzelić Staszka, przyszłego sołtysa, w twarz. Ludzie opowiadali, że gdy w Ptaszkowej znalazł Żyda, to z uciechą go osobiście zastrzelił.