(1923-2013) zwana „Królową Beskidu Sądeckiego” gospodyni XIX-wiecznej chałupy z jodłowych bali, stojącej samotnie na polanie Poczekaj przy czerwonym szlaku między Niemcową a Kordowcem. Opiekunka wędrowców.
Pochodziła z Roztoki Ryterskiej. Wcześnie opuściła rodzinny dom.
– Matka dała mnie na służbę, kiedy miałam pięć lat. Byłam nieślubna, to się mnie szybko pozbyła, żeby ludzie przestali jej dokuczać. U gazdy nad Rytrem pasłam krowy i szorowałam podłogi, a oni mnie żywili. Miałam dwie sukienki – jedną do roboty, drugą od święta i jedną parę butów, które były na zimę i do kościoła. A tak cały rok latało się na bosaka. Jadło się kapustę, ziemniaki i owsiane placki – opowiadała Ludwika .
Jako nastoletnia dziewczyna, wyszła za mąż za Franciszka – 42-letniego wdowca z Poczekaja i zamieszkała z nim w chacie bez prądu, bez bieżącej wody i bez komina. Wychowali pięcioro dzieci.
Obok chaty Nowaków wędrowała ścieżką z Rytra w stronę Niemcowej Maria Kownacka zbierając doświadczenia i obserwacje, które posłużyły jej do napisania książek „Rogaś z Doliny Roztoki” i „Szkoła pod Obłokami”. Ludwika Nowakowa miała wówczas trzydzieści kilka lat, a jej dzieci uczyły się w szkole, opisanej przez Kownacką.
Franciszek zmarł w 1970 roku. Jak wspominała później babcia Ludwika – był zazdrośnikiem, więc kiedy go pochowała – wreszcie zaznała swobody. Nie chciała słyszeć o łatwiejszym życiu w dolinie. Pozostała na Poczekaju.
Fragment książki „Bieg Bejorów – Opowieść prawdziw(n)a”
„Karmił ją las. Wodę nosiła z oddalonego o dwieście metrów źródełka, kapustę w beczce i ziemniaki przechowywała w ziemiance, latem i jesienią zbierała borówki i grzyby. W przydomowym ogródku rosły warzywa. Napary z ziół lepiej służyły niż herbata. Wszystko, czego potrzebowała do życia, miała w zasięgu ręki, więc tylko od czasu do czasu uprawiała swoją „królewską” turystykę – do sklepu w Rytrze albo do kościoła w Głębokiem, zadziwiając po drodze piechurów, bo często ich kondycja przy babcinej okazywała się mizerna.
Drobniutka, skromna, niezmiennie piękna mimo upływu lat, zawsze uśmiechem witająca ludzi wędrujących szlakiem, babcia Ludwika zasłużyła u nich na przydomek: Królowa Beskidu. Częstowała mlekiem od łaciatej krowy i plackami ziemniaczanymi pieczonymi na blasze w chałupie, w której wszystko pachniało dymem, nawet żarna. Jeśli ktoś był w potrzebie – zapraszała w gościnę na nocleg. Każdy, kto spędził pod jej dachem wieczór, zostawiał wpis w pamiątkowej księdze. Ta księga była jednym z najcenniejszych skarbów babci.
W ostatnich latach zimą bliscy zabierali ją do siebie. Na lato wracała do swojej chaty. W trosce o jej bezpieczeństwo burmistrz Piwnicznej podarował jej telefon komórkowy. Drepcząc powolutku na Kordowiec, gdzie Gazda, dobry człowiek, ładował jej tę komórkę, mawiała: „idę na wyścigi ze ślimokiem”. W końcu sił brakowało nawet na gotowanie strawy, więc ludzie nosili do dymnej chaty garnki pełne rosołu albo zupy warzywnej. Dbali o Królową”.
Przeżyła 90 lat. Zmarła 16 czerwca 2013 roku.
Pozostała po niej pusta chata na Poczekaju
Źródła:
- „Bieg Bejorów. Opowieść prawdiw(N)a”
- zdjęcie: Informacja Turystyczna Piwniczna-Zdrój