KĄCLOWA – czasy nowożytne

Potem nazwa przewija się w dokumentach tylko w bagatelnych wzmiankach przy okazji opisów Grybowa. Np. w 1696 r. mieszkało we wsi 26 poddanych, w tym 12 zagrodników, zaś w 1711 r., po okresie obcych najazdów oraz idących z nimi w parze licznych buntów i rokoszy szlacheckich, co oczywiście wiązało się z ciągłymi rekwizycjami i rabunkami, liczba domów w Kąclowej, których mieszkańców stać było jeszcze na płacenie podatków, wynosiła 16.

Biskup Józef Gucwa, z detalami opisując w monografii „Kąclowa. Wieś i parafia nad rzekę Białą” (2003) stosunki panujące we wsi w średniowieczu, stosuje ekstrapolację, tzn. podaje głównie wiadomości z Grybowa i okolic, rzutując je na Kąclową. Wychodził bowiem ze słusznego zapewne założenia metodologicznego, że i tutaj musiało być podobnie. Prawdę mówiąc, sporządzona przez biskupa historia Kąclowej – prawdopodobnie z braku źródeł – jawi się aż do II wojny światowej raczej jako historia Grybowa i Ziemi Grybowskiej.

Z rzeczywistych dziejów miejscowości przytoczone są tylko epizody. Kiedy w 1846 r. wybuchła antypańska rabacja Jakuba Szeli, ten paroksyzm okrucieństwa, będący rozpaczliwą odpłatą za wieki ciemiężenia chłopstwa, kąclowianie opowiedzieli się za dziedzicem, którym akurat był austriacki baron Ferdynand Hosch z Grybowa. Świadczy to też trochę o poziomie ówczesnej świadomości narodowej ludności, która z poduszczenia zaborcy zaatakowała polskich właścicieli ziemskich, ale gdy dotknęło to akurat właściciela Austriaka, stanęła w jego obronie… Oto bowiem wójt Kąclowej nazwiskiem Święs poprowadził pospolite ruszenie chłopów z własnej wsi oraz Białej Niżnej przeciwko rebeliantom i gromadnie spacyfikowano ich w Wojnarowej.

Kiedy było już po wszystkim, baron Hosch zdobył się na szeroki gest i odwdzięczył się kąclowianom, decydując w testamencie, żeby jego grunty i lasy w Kąclowej, gdyby kiedyś miały zmienić właściciela, były sprzedawane wyłącznie miejscowym. Nie zaznaczył jednak przy tym, żeby przy sprzedaży naliczano rabat tytułem wdzięczności, po prostu przyznał swym wybawicielom wyłącznie prawo pierwokupu…

W 1910 r. w Kąclowej znajdował się tartak, będący własnością żydowską – rodzin o nazwiskach Zorn i Knobloch. W czasie okupacji niemieckiej Zalek Zorn, który jeden z całej rodziny został, żeby pilnować tartaku, tak jak wszyscy Żydzi z okolic trafił do getta w Grybowie i wszedł tam nawet do Rady Żydowskiej. Rozstrzelano go w kwietniu 1942 r., kiedyNIEMCY obarczyli Radę odpowiedzialnością za to, że obrabowani już przecież wcześniej wielokrotnie Żydzi nie zdołali zebrać kolejnej kontrybucji. Bronisław Kubala, komendant posterunku policji granatowej w Grybowie, dopuszczał się zbrodni także w Kąclowej. Podziemie zlikwidowało go później za całokształt.

Kąclowianie w ogóle – oprócz rolnictwa – utrzymywali się z obróbki drewna, którego było pełno w okolicznych lasach. We wsi roiło się od kołodziejów, bednarzy, stolarzy i cieśli. Ich wyroby w miażdżącej większości już dawno przepadły, ale znaleźli się ludzie we wsi, którzy gromadzą stare sprzęty rolnicze i domowe, aby ocalić je od zapomnienia i przechować dla potomności: kierownik Wiejskiego Domu Kultury Tadeusz Matuła i gospodarz agroturystyczny Kazimierz Główczyk.

Płynąca przez wieś rzeka Biała ma skłonność do wylewania się z koryta. W czasie dość częstych powodzi potrafi przybierać 100 i więcej razy, nawet 300-krotnie. W okresie międzywojennym wyznaczono ludzi do nadzoru nad nią. Michał Przywara i Henryk Sekuła byli tzw. mistrzami regulacji rzeki. W zależności od potrzeb zatrudniali ludzi, którzy przed powodziami prowadzili prace zapobiegawcze, a po powodziach naprawiali zniszczenia.

Jadąc z Grybowa w stronę Krynicy Kąclowa była do 1946 r. ostatnią wsią polską przed rozciągającą się dalej Łemkowszczyzną.