GOŁKOWICE GÓRNE I DOLNE w średniowieczu

Wiódł tędy szlak handlowy prowadzący na Spisz i Orawę, a dalej na Morawy. Pierwsza wzmianka na piśmie o wsi znajduje się w dokumencie z 1276 r. Wtedy to węgierska żona księcia krakowskiego Bolesława V Wstydliwego (1226-1279) – księżna Kunegunda (późniejsza św. Kinga) przekazała to należące do niej, liczące wtedy 17 łanów ziemi uprawnej (1 łan = niespełna 20 ha) sołectwo Henrykowi Scikowi (Ścikowi?) i Henrykowi ze Św. Władysława (de sancto Ladslao) na Spiszu oraz powierzyła im lokację wsi na prawie niemieckim – magdeburskim. Księżna łaskawie przyznała też 13 lat wolnizny, czyli zwolnienia z ciężarów feudalnych, łanom, które dopiero zostaną wykarczowane.

Ów akt lokacyjny spisany na pergaminie w Nowym Korczynie dnia 29 marca 1276 r. został parę lat temu odnaleziony w jednym z archiwów przez dr. Przemysława Stankę z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. W ten sposób Gołkowice dołączyły do Rdziostowa jako jedna z nielicznych miejscowości na Sądecczyźnie, których oryginalne akty lokacyjne przetrwały do naszych czasów.

W 1280 r. ta sama księżna Kunegunda (1234-1292), zakładając klasztor klarysek w Starym Sączu, nadała mu na jego utrzymanie m.in. Gołkowice. W 1283 r. to uposażenie klasztoru zatwierdził papież Marcin IV (ur. pomiędzy 1210 a 1220, zm. 1285), a w 1292 r. to samo uczynił król czeski, książę krakowski i późniejszy król polski Wacław II (1275-1305). W 1292 r. Gołkowice wymienione są jako dziedzina księżnej sądeckiej i następnej klaryski Gryfiny (Agrypiny) Halickiej (ur. ok. 1248, zm. pomiędzy 1305 a 1309, prawdopodobnie w 1309 r.), wdowy po księciu krakowskim Leszku Czarnym (ok. 1241-1288).

Staropolski kronikarz Jan Długosz w „Liber Beneficiorum” (1470-80) podał, że były tu łany kmiece, folwark klasztorny oraz karczma z ogrodem. Karczmarz płacił klasztorowi klarysek czynsz w wysokości pół grzywny (srebra? rocznie?). Natomiast kmiecie uiszczali 2 grosze od łanu (rocznie?), dawali po kogucie, po 15 jaj i jednym serze (też nie wiadomo, w jakich odstępach czasu…). Za to codziennie musieli odpracowywać pańszczyznę, czyli stawiać się na pół dnia z własnym wozem lub pługiem z wyjątkiem zaledwie dni targowych (to i może w niedziele?). Ale to nie koniec ciężarów feudalnych: ponadto przez cały rok musieli dostarczać do folwarku klasztornego drewno, zaś w ramach ospu (danina zbożowa) odstawiali 1 miarę żyta i 2 miary owsa oraz dopłacali jeszcze 4 grosze (raz do roku – po żniwach?). Jakby tego było mało, egzekwowano również od nich tzw. powabę, czyli dodatkową pańszczyznę w wymiarze 5-10 dni dwukrotnie w ciągu roku – wiosną i zimą. Nic dziwnego, że tę ostatnią formę obowiązkowej robocizny ochrzczono mianem „gwałtów”…

Nie mówiąc już o dziesięcinie snopkowej i konopnej na rzecz biskupa krakowskiego, od której – w odróżnieniu od kmieci – istniejący wówczas w Gołkowicach folwark majętnego przecież klasztoru był zwolniony…