FLORYNKA – współczesność

Florynka ma niezłe położenie geograficzne, bo leży na skrzyżowaniu dróg Grybów-Krynica i Nowy Sącz-Wysowa. Przy tej pierwszej drodze znajduje się cmentarz wojskowy z okresu I wojny światowej – świadectwo krwawej bitwy, jaka toczyła się na południe od Grybowa w grudniu 1914 r. pomiędzy armiami rosyjską i austrowęgierską. Pochowani są na nim żołnierze węgierscy z 2. i 30. pułków honwedów.

Po wysiedleniu Łemków reaktywacja Florynki nastąpiła poprzez oddanie jej polskim osadnikom. Przybyli tutaj małorolni chłopi z nieodległych wiosek: Krużlowej, Kąclowej, Siołkowej, ale także z terenów zalanych w wyniku zbudowania tamy rożnowskiej. Ludzie, którzy sprowadzili się z różnych wiosek długo się nie integrowali. Mimo iż żyli już w innej i wspólnej wsi, trzymali się w grupach złączonych według kryterium pochodzenia: kąclowiacy zadawali się z kąclowianami, krużlowiacy z krużlowianami, a siołkowiacy z siołkowianami.

W czasach stalinowskich powstała tutaj spółdzielnia produkcyjna. Należało do niej 40-50 gospodarstw, czyli ok. połowa wszystkich. Można było sobie zostawić działkę przyzagrodową o powierzchni do pół hektara, a na niej trzymać własną krowę czy dwie. Reszta pola była wspólna i wspólnie się pracowało. A po żniwach dzielono się plonami: w naturze albo gotówką, jeśli coś się spieniężyło. Przelicznik był taki, że jeśli człowiek używał tylko własnych rąk, to dzień pracy był zaliczany jako jedna dniówka, a jeżeli przyprowadzał konia, to dniówkę mnożono razy trzy. I w zależności od liczby przepracowanych dniówek dzielono się dorobkiem. Rozliczenie następowało raz w roku, ale można było uzyskać zaliczkę na poczet dorocznej wypłaty. Ludwik Grybel, obecny sołtys (zresztą od 1984 r., czyli już 30 lat – stan na październik 2014 r.), w wieku zaledwie 17 lat został księgowym spółdzielni. W 1956 r. ją rozwiązano.

Rolnictwo nie ma tu większych perspektyw, bo we Florynce panuje niesprzyjający klimat – zimniejszy niż np. w pobliskim Grybowie, gdzie okres wegetacji rozpoczyna się przynajmniej o 2 tygodnie wcześniej, a w okolicach Nowego Sącza to nawet i o miesiąc. Jak w innych wsiach, również i tu z rolnictwa utrzymują się jeszcze tylko niedobitki.

Wieś liczy ok. 1500 mieszkańców, po wojnie mocno się rozrosła, bo sołtys Ludwik Grybel pamięta, że zaczynała od ok. 125 numerów, a teraz jest ich grubo ponad 300. Ale miejsc pracy tu ubywa, bo mleczarnia zamknęła całkiem nową zlewnię, upadła także huta szkła Arti-Glass. Florynka byłaby zagłębiem bezrobotnych, gdyby nie przedsiębiorczość mieszkańców, którzy za pracą przemierzają Polskę i Europę. Przeważnie jest to praca „na czarno”, toteż rodziny często nie wykazują oficjalnie żadnych dochodów, ubiegają się więc oPOMOC społeczną i otrzymują zasiłki, mimo iż w sumie powodzi im się nieźle.

We Florynce egzystował kiedyś LZS, ale upadł z powodu braku sponsora. Od 2011 r. istnieje nowy ośrodek zdrowia.