CZARNY POTOK – kronika szkolna

Nauczycielka Wiktoria Wiśniewska pracę w szkole w Czarnym Potoku rozpoczęła 31 sierpnia 1894 r. Uczyła we wszystkich czterech klasach, do których schodziły się dzieci nie tylko z Czarnego Potoku, lecz także Jastrzębia, Jadamwoli i Szczereża.

W kronice szkolnej, której nadała nadzwyczaj osobisty ton, tak wspomina początki: „Zastałam szkołę w opłakanym stanie. W klasie w ścianach tylko mech był zasmarowany lekko gliną. Ze strychu przez powałę można było widzieć, co się dzieje w szkole”. Itd. w tym stylu, jeden wielki rejestr żalów, że znikąd pomocy.

Rozpisuje się na temat środowiska, w którym przyszło jej pracować: „Jak dawniej narzekali na nauczycieli, że byli to sami próżniacy, dziady i pijacy, tak znowu na mnie mruczeli, że przyszedł obdzieracz. Przewodniczącego Rocha Stachonia zbił ze Szczereża Wojciech Faron dlatego, iż zaspokaja zachcianki nauczycielki”.

Prawdopodobnie chodzi o to, że zaraz po przybyciu, bo jeszcze w owym 1894 r., nauczycielka Wiśniewska zaproponowała założenie we wsi Kółka Rolniczego. Pomysł podchwycili ks. Zygmunt Miętus i sołtys Roch Stachoń. Wiśniewska namówiła Antoniego Stachonia do wydzierżawienia placu przy cmentarzu i za pożyczone przez nią pieniądze Roch Stachoń postawił budynek ze sklepikiem (pieniądze na towary do niego pożyczył ks. Miętus), izbą dla sklepowego i salą posiedzeń, w której potem odbywały się prelekcje emisariuszy Głównego Zarządu Kółek Rolniczych ze Lwowa i Towarzystwa Oświaty Ludowej. Wiśniewska pełniła też społecznie funkcję sekretarza tegoż kółka oraz urządziła bibliotekę z czytelnią (książki o wartości 350 zł reńskich podarowało krakowskie Towarzystwo Oświaty Ludowej).

Z powodu tej samorzutnej i nie wynagradzanej działalności „nauczycielstwo okoliczne miało mnie za głupkowatą”.

Pani Wiśniewska zatrzymuje się na osobach swych poprzedników: „Dawniejsze zaniedbania przypisują także nauczycielom, dziadom, pijakom, a dziedziczka śp. Marya Reklewska dodała i złodziejom. Był tylko jeden porządny Józef Szewczyk i jedna bardzo szlachetna nauczycielka, która miała meble aksamitne. Ta jednak ciągle płakała i po dwóch miesiącach podobno bez pozwolenia Rady szkolnej okręgowej uciekła. Pytałam dziedziczki, co ci nauczyciele pokradli, kiedy tu nawet przy najlepszych chęciach nie było co ukraść. Wyjaśnienia nie otrzymałam. Dziadami ich dlatego nazywali chłopy, bo podobno posyłali dzieci szkolne za snopkami, ziarnem, ziemniakami”.

Kronikarka tłumaczy to tym, że przecież część wynagrodzenia nauczyciele mieli otrzymywać w naturze, żeby mogli się wyżywić, a tymczasem włościanie ociągali się z dostawami i trzeba było im zabierać…

I ponadto: „Mogła być z nauczycielami bieda, bo to szkoła była filialna z płacą 250 reńskich [złotych reńskich] rocznie. Etatową szkołą została 29 marca 1888 r. Od tego czasu brał nauczyciel 300 zł. Z taką pensyą między dworem a plebanią musiał mizernie wyglądać. (…) W aktach (…) w roku 1887 spotyka się (…) Jakóba Szmula. Ten zwaryował tutaj. Zaplątał się w proces z dworem o te kawałeczki ziemi koło szkoły. (…) Był prześladowany przez dwór i księdza, gmina nie popierała – zwaryował. Otrzymał 300 złotych odprawy. W Siedlcach [obecnie gmina Korzenna] żył z 4-giem dzieci w nędzy. (…) On żywił się między nauczycielstwem po powrocie z domu obłąkanych”. Następcą Szmula był Feliks Gerucki, który „pozostawił po sobie miano próżniaka i pijaka”.

Kronika nie jest tylko zapisem dziejów szkoły, lecz także obrazem stosunków panujących na wsi na przełomie wieków XIX i XX: „Ludzie tu mają 1-2-3-4 morgi pola, a tylko 7 gospodarzy ma 8-14 mórg gruntu. (…) Ich postacie wychudłe, w domu nędznie ubrani”.

Wspomina dziedzica: „Lud czuje potrzebę stawiania nowej szkoły, ale na przeszkodzie stoi obecny właściciel Czarnego Potoku dr Jan Reklewski. Musiałby według swego majątku dać choć połowę funduszu na stawianie szkoły i odstąpić miejsce na wzniesienie nowej szkoły. Nawet nie chce wynająć próżnego budynku na drugą klasę”. Ów dziedzic Jan Reklewski z tytułem doktora nie był lekarzem, lecz adwokatem praktykującym w Krakowie, a czarnopotoczańscy interesanci musieli na niego polować, gdy nieczęsto pojawiał się we wsi. Zresztą i tak niechętnie udzielał audiencji… Wiemy o nim tyle, że w 1931 r. miał się obwiesić.

Może Wiktoria Wiśniewska nie była jaśnie oświecona, ale za to światła.

I wojnę światową tak upamiętniła: „(…) Moskale zajęli Nowy Sącz i patrole rosyjskie zaczęły nawiedzać Czarny Potok. (…) Moskale podobali się tutejszej ludności, że to chłopy tęgie, rosłe i czerwone, mówili oni: – Wy jesteście nasi, a my wasi. My pobijemy waszego cesarza i będziemy do was należeć”.

Cytowane przez panią Wiśniewską przepowiednie Moskali spełniły się w całej rozciągłości, z tym, że z pewną zwłoką, bo nie po I, lecz po II wojnie światowej…

Moskale dbali o to, żeby zostawić po sobie dobre wrażenie: „Patrole rosyjskie tutaj nie rabowały – prosili o chleb i mleko. Do szkoły raz tylko wstąpił jakiś wyższy rangą Moskal (…). Dałam mu flaszkę wódki, chleb i placek z jabłkami”. Pani Wiśniewska, prawdopodobnie tzw. stara panna, okazywała zatem rumianym Moskalom wyraźne objawy sympatii…

Natomiast opinie co do przyszłości ojczyzny panowały we wsi rozmaite, co ilustruje następny fragment z kroniki: „Raz nawet przed szkołą miał mowę Jędrzej Roztocki, kowal z Wolicy, na temat wielkości Prusaków. Wspomniał o Legionach, że chcą by powstała Polska, ale chłopy nie dopuszczą, bo wróciłaby się pańszczyzna”. Widać, że kowal miał już dostatecznie wyrobioną świadomość klasową, ale za to był proniemiecki.

Na czas wojny założone przez Wiśniewską Kółko Rolnicze upadło, bo chłopów wcielono do wojska. Po wojnie siedzibę Kółka rozbudowano w salę teatralną. Ale po śmierci Antoniego Stachonia, na którego placu koło cmentarza stanął ten budynek, jego potomkowie podzielili się spadkiem. Plac przypadł córce Zofii Stachoniównej, która co do placu miała już inne plany, a z kurtyny teatralnej „zrobiła sobie siennik do spania, mimo że ręcznie był namalowany kościół w Łącku na tej kurtynie i kosztowała 20 000 marek. Kupiona była z Łącka z tamtejszego kasyna”.

Swoje doświadczenia Wiśniewska tak podsumowuje w kronice: „Nie jest ponętna posada nauczycielska w Czarnym Potoku, a mimo tego przebyłam tutaj 33 lata. Miałam staruszkę matkę cierpiącą na rozmiękczenie mózgu, więc trudno mi było wędrować i szukać lepszej posady”.

Wiktoria Wiśniewska odeszła na emeryturę w 1927 r. Jeden z jej następców – Tomasz Zwoliński, który opuszczał nauczycielstwo w Czarnym Potoku w 1944 r., zostawił wzruszający wpis w kronice: „Odjeżdżając uprzejmie i gorąco polecam opiece przyszłego kierownika szkoły panią Wiśniewską Wiktorię, emerytkę zasłużoną, o prawym charakterze nauczycielkę-koleżankę, która 35 lat pracowała w tutejszej szkole i przez te długie lata wiele dobrego uczyniła ludziom. Obecnie sama, staruszka, bez rodziny, rodziną jej byli koledzy i koleżanki. Nauczyciel lub nauczycielka, to jej brat i siostra, dla których zawsze miała otwarte serce i dom i których energicznie broniła przed złośliwością ludzką. Obecnie w ciężkich warunkach wojennych, ośmieszona i najniesprawiedliwiej nazwana >wariatką< przez złośliwe osoby z najbliższego otoczenia, cierpi bardzo boleśnie i prosi Boga o rychłą śmierć dla siebie”. Po 8 latach życzenie się spełniło – urodzona 23 grudnia 1867 r. Wiktoria Wiśniewska zmarła 18 maja 1952 r., a więc w wieku 85 lat. Została pochowana na cmentarzu w Czarnym Potoku. Za jej grobem znajduje się inny – zapewne jej matki Walerii Wiśniewskiej (1839-1929), a jeszcze dalej może ojca – Walentego Wiśniewskiego (1834-1901) „żołnierza polskiego z roku 1863, vormeistera Artyleryi z wojny włoskiej w r. 1859”. Grób proboszcza Zygmunta (na grobie jest napis – Zygmund) Miętusa (1853-1921), który razem z Wiśniewską zakładał Kółko Rolnicze, znajduje się w sąsiedztwie kwatery nauczycielki. Grobem dawnej nauczycielki opiekują się kolejne pokolenia uczniów czarnopotoczańskiej szkoły. Na cmentarzu stoi granitowy nagrobek z następującą inskrypcją: „Za Jej ofiarną pracę – wdzięczni uczniowie i uczennice”. Pewnie byli tacy, co jej dokuczali, ale na pewno zostawiła też wychowanków, którzy docenili jej trud i poświęcenie.