BARCICE – Ochotnicza Straż Pożarna

OSP powstała w Barcicach w 1927 r. z inicjatywy Jana Górki, który dla wyeksponowania swojej funkcji nosił sznur galowy,PAS oficerski oraz tzw. koalicyjkę, czyli wąski pasek skórzany przerzucony przez lewe ramię. Pierwsi strażacy-ochotnicy nie mieli mundurów ani hełmów, ale aby odróżniać się od otoczenia, nosili białą kitkę przypiętą do czapek nad lewym uchem.

Alarm bojowy ogłaszano początkowo dęciem w trąbkę (w dzisiejszej remizie wisi na ścianie nieco pogięta, ale wciąż błyszcząca na złoto) i dzwonkiem wiszącym na dzwonnicy kościelnej, dopiero potem pojawiła się syrena ręczna. Strażacy udawali się na miejsce akcji pieszo, niekiedy udawało się zorganizować jakąś podwodę. Dopiero kowal Jan Obrzud wykonał specjalnie dla OSP wóz na drewnianych kołach zaprzęgany oczywiście w konia. Ten środek transportu garażował w stodole u założyciela Górki. Oprócz woźnicy mieściło się na nim 10 ludzi, a i to wypadali na wybojach, tak samo jak osęki (bosaki), które trzeba było zbierać z drogi. Epokowym skokiem technologicznym była pompa ręczna, do której obsługi potrzeba było aż 8 par rąk.

Oprócz gaszenia pożarów barciccy strażacy umieli się też zabawić. Przetrwały na ten temat barwne opowieści. O rozmachu imprez świadczy sposób, w jaki na nie zwoływali. Rozbijali się wozem po wsi, a zaproszeniem było oblanie tego, kto się napatoczył, strumieniem wody z węża. Było znacznie gorzej niż w śmigus-dyngus, kiedy cierpiały tylko panny… W dniu imprezy budzili wszystkich syreną już o 5 rano.

W 1930 r. zbudowano strażnicę, a w 1937 r. stanął w niej pierwszy we wsi odbiornik radiowy, z którego dwa lata później wszyscy dowiedzieli się o wybuchu wojny z Niemcami. Okupacja niemiecka była błogosławieństwem pod jednym względem: z uwagi na profilaktykę przeciwpożarową. W każdym obejściu musiała stanąć beczka z wodą, piasek i osęk. Nic przeto dziwnego, że w latach 1939-44 – jak nigdy! – nawiedziło Barcice bardzo mało pożarów… Ale OSP poniosła jednak straty w ludziach – hitlerowcy przecież nikogo nie oszczędzali! W obozach zginęli Józef, Karol i Rudolf Tokarczykowie, nie przeżył także Mieczysław Dubowski.

PRZEŁOMtechnologiczny w wyposażeniu nastąpił po II wojnie światowej. Wojciech Citak, wracając z niewoli, przywiózł wyszabrowane w Niemczech dwie prądownice. Następne sprzęty (motopompa!) ofiarowały władze. W latach 1958-59 wydano zarobionePIENIĄDZE na mundury, czapki, pasy, peleryny i kapelusze.

Wóz strażacki ogumiony został dopiero w 1965 r. W 1969 r. dzięki staraniom Władysława Biernackiego OSP w Barcicach została nareszcie zmotoryzowana – nienowym starem-21 podarowanym przez kopalnię Szombierki w Bytomiu. W latach 1969-83 kierowcą był Zbigniew Potok. W 1979 r. stara-21 zastąpił star-26. W 1987 r. przybył pożarniczy żuk, na którego miejsce w 1992 r. pojawił się star-244 (rok produkcji 1978). W latach 1993-2006 używano także uaza. W 2010 r. dysponowano ponadto ratowniczo-rozpoznawczym mitsubishi pajero (rok prod. 1992) i kolejnym żukiem (1992).

Budowa nowej remizy rozpoczęła się w 2000 r. według projektu Jacka Charzewskiego, a oddanie do użytku nastąpiło w 2008 r. Przed remizą stoi największa ponoć na świecie figura patrona strażaków. Dzieło miejscowego rzeźbiarza Henryka Stafińskiego mierzy aż 4,8 m razem z zakończoną proporcem kopią, jaką św. Florian trzyma w ręce.

Utrapieniem nadpopradzkich Barcic, całej okolicy i miejscowych strażaków są oczywiście powodzie. W czasie powodzi w 1997 r. członek ich OSP Marek Korwin wskoczył do rzeki i wyciągnął z wiru chłopaka. Od 2002 r. jednostka znajduje się w Krajowym Systemie Ratowniczo-Gaśniczym, a ochotnicy wyposażeni są w kombinezony bojowe (każdy ma swój), niepalne buty i hełmy

O tym, że OSP ma we wsi dłuższe tradycje świadczy fakt, iż dorobiła się już trzech sztandarów: pierwszy pochodzi jeszcze z 1933 r. (w czasie okupacji niemieckiej przechowywanoGO w trumnie w kościele), drugi z czasów PRL, a najnowszy, wyhaftowany przez zakonnice z Barcic – z 2002 r.

Komendanci i prezesi OSP