BARCICE – czasy nowożytne

Po pierwszym rozbiorze Polski w 1772 r. Barcice weszły w skład dóbr rządowych zaborcy austriackiego, tzw. kameralnych. W 1777 r. zamieszkiwało je 415 osób. Barcice sąsiadują z Barcicami Dolnymi, tzw. niemieckimi, bo w końcu XVIII wieku zaborca austriacki w ramach germanizacji ziem słowiańskich osiedlił tam osadników. Zamiast zniemczyć tubylców osadnicy pożenili się jednak w barciczankami i szybko spolonizowali.

W 1876 r. uruchomiono linię kolejową Tarnów-Budapeszt i przez Barcice zaczęły przetaczać się pociągi.

W 1882 r. Barcice spłonęły w pożarze. W Boże Ciało jedna z kobiet (niektórzy mieszkańcy twierdzą, że była to Żydówka, w książce Janiny Kowalczyk „Barcice na sądeckiej ziemi” podane jest nazwisko Golonków) piekła chleb, iskra wyleciała z komina, wiał wiatr i w czasie procesji zajęły się strzechy oraz drewniany kościół ufundowany jeszcze w XIV wieku przez króla Władysława Warneńczyka. Z całej wsi ocalały zaledwie 3 domy, w tym stojąca do dziś leśniczówka. Łącznie spłonęło ponad 200 budynków mieszkalnych i gospodarczych, w tym – jak to określono w obwieszczeniu starosty sądeckiego – trupiarnia. Nic dziwnego – wieś nękał głód oraz nawiedzały ją epidemie dżumy i tyfusu plamistego, bezlitośnie dziesiątkując mieszkańców, toteż budynek do przechowywania zwłok – ówczesna kostnica – był potrzebny.

W 1905 r. baron Teodor Liebieg za 2 mln koron sprzedał swoje dobra w Barcicach hrabiemu Dominikowi Potockiemu, panu na Bobrownikach koło Tarnowa. Po I wojnie światowej właścicielem ziemskim w Barcicach został hrabia Adam Stadnicki z Nawojowej, który wykupił dobra ryterskie.

ZBOWiD-owiec Jan Iwulski opracował listę barcickich ofiar II wojny światowej. Znajduje się na niej 5 mężczyzn poległych podczas kampanii wrześniowej w wojnie z Niemcami w 1939 r., 19 mężczyzn, którzy zginęli w niemieckich obozach koncentracyjnych, 5 mężczyzn rozstrzelanych przez gestapo, 3 mężczyzn, którzy zginęli na robotach przymusowych w Niemczech oraz nieustalona liczba członków pięciu rodzin żydowskich zamordowanych na miejscu kaźni w lasku nad Popradem i w getcie w Nowym Sączu.

Józef Majewski doczekał wolności, ale w chwili wyzwolenia obozu w Oświęcimiu ważył zaledwie 38 kg. Przeżycie zawdzięczał niemieckiemu sąsiadowi z Barcic, niejakiemu Schulzowi, który przydzielił go do opieki nad psami. Majewski wyjadał karmę zwierzętom i dzięki temu się uratował. Natychmiast po opuszczeniu obozu wysłano go na kurację do Szwecji.